Strona gwna Muzeum Mapa Sopotu Galeria Galeria
Pokaż wszystkie opowiadania Legenda o chłopcu wyniosłym jak skała



Legenda o chłopcu wyniosłym jak skała



Dawno temu, w czasach, których nikt nawet nie spisał, na skraju nieprzebytej puszczy żyła sobie w małej, nadmorskiej osadzie szczęśliwa, choć biedna rodzina. Rodzice mieli dwoje dzieci, które chowały się zdrowo i dobrze.


Nie byli może bogaci, ale do ich domu nigdy nie zaglądał głód. Rodzice pracowali w polu, ojciec wypływał czasem na połów w morze, a dzieci bawiły się beztrosko przy domu, mając za swych kompanów wszelakie domowe zwierzęta. Dziewczynka najbardziej lubiła bawić się z kotem, a chłopczyk z psem. Tak się jednak niefortunnie złożyło, że piesek zachorował i zdechł. Chłopiec bardzo rozpaczał i nic nie mogło ukoić jego bólu. A im dłużej rozpaczał, tym bardziej dręczyła go myśl, że on sam też umrze. Wtedy zaczął baczniej przyglądać się światu dookoła i zauważył, że wszystko w końcu umiera. Bardzo go to przeraziło i nie dawało spokoju. Spostrzegł, na przykład, że piękne motyle, które podziwiał i za którymi uganiał się po rozmokłych łąkach za wsią, żyją tylko przez lato, a potem umierają. Kwiaty więdną, drzewa tracą liście i schną, i wszystko ma swój kres. Zaczął się więc coraz bardziej martwić, że jego życie też takie będzie, że nawet jeśli przeżyje więcej lat, to i tak potem umrze. A umrzeć bardzo nie chciał i im częściej o tym rozmyślał, tym bardziej był przekonany że najlepiej byłoby żyć wiecznie. Ale jak tego dokonać, nie wiedział, a nikt z dorosłych nie potrafił mu niczego sensownego podpowiedzieć. Nie tracił jednak nadziei i w końcu przemógł nieśmiałość, i poszedł do Mądrego Starca, badacza nieba, który wszystko wiedział i umiał czytać z gwiazd. Kiedy stanął przed Mędrcem w jego samotni, ujrzał stojący na stole dziwny przyrząd, w którym drobiny piasku przesypywały się z jednego szklanego pojemnika do drugiego. Przyglądał się przez chwilę i spostrzegł, że pojemniki mają kształt ludzkich czaszek z uciętymi czerepami, przezroczystych i połączonych wąskim przesmykiem żuchwami. Nigdy nie widział podobnego instrumentu dlatego, zafascynowany, zdobywszy się na odwagę, zapytał najpierw, co to takiego. Mądry Starzec, który dotąd zdawał się chłopca nie zauważać, wyjaśnił:
- To klepsydra. Mierzy czas. Ziarna piasku to jakby ziarna czasu.
Chłopak nigdy niw widział jeszcze czasu, więc poczuł, jak mu serce szybciej bija, gdyż nagle zrozumiał, że to o czas mu chodzi. Dziwił się tylko, że czas właśnie tak wygląda. Zadał więc kolejne pytanie, na które odpowiedź wydała mu się oczywista:
- Powiedz, Mądry Starcze, kto żyje dłużej, motyl czy człowiek?
Ku zaskoczeniu chłopca wszechwiedzący Starzec dał jednak wymijającą odpowiedź:
- Tak się składa, że z punktu widzenia człowieka motyl żyje bardzo krótko, a z punktu widzenia motyla człowiek żyje bardzo długo. Ale tak naprawdę, to żyją równie długo.
- A co zrobić, żeby żyć wiecznie? - pytał uparcie chłopiec.
- Nic nie jest wieczne - odparł Starzec. - Nawet najtwardszą skałę skruszy czas.
- Naprawdę nic nie jest wieczne?
- No, może tylko gwiazdy - odrzekł Starzec.
- A jak zostać gwiazdą - pytał dalej chłopak.
- Trzeba za kogoś poświęcić życie - rzekł Starzec, po czym powrócił do przerwanej medytacji, dając chłopcu do zrozumienia, że na dalszą rozmowę nie ma ochoty.
Kiedy chłopiec wrócił do domu, długo się zastanawiał, co ta odpowiedź znaczyła. Patrzył w nocy na rozgwieżdżone niebo, na Wielką Niedźwiedzicę, która wschodziła zawsze w tym samym miejscu nad jego domem, ale gwiazdy wydawały mu się zupełnie pozbawione życia. A poza tym nie miał najmniejszego zamiaru poświęcać życia za kogoś. Aż w końcu doszedł do wniosku, że Starzec nie powiedział mu całej prawdy. Poszedł więc do niego jeszcze raz i zapytał:
- Powiedz, Mądry Starcze, czy ktoś żyje dłużej niż człowiek?
Na co Starzec odpowiedział:
- Nie, nikt nie żyje dłużej niż człowiek. Ale też nikt nie żyje krócej.
Chłopca ta odpowiedź nie zadowoliła, wiedział przecież, że różne zwierzęta, jak choćby psy i koty, żyją krócej, a orły i żółwie dłużej. Nie dowierzając Starcowi, zapytał jeszcze raz:
- Ale powiedz, Mądry Starcze, czy orzeł nie żyje dłużej?
Na co taką usłyszał odpowiedź:
- ?yje dłużej w porównaniu z życiem człowieka, ale w rzeczywistości tak samo długo. Już raz co to powiedziałem. - w głosie Starca wyczuć można było zniecierpliwienie.
Chłopiec jednak nie dawał za wygraną i pytał dalej:
- Ostatnio, jak tu byłem, to powiedziałeś mi, że trzeba oddać za kogoś życie, żeby zostać gwiazdą.
- Tak powiedziałem - przytaknął Starzec.
_ To powiedz mi, proszę, za kogo oddała życie Wielka Niedźwiedzica?
- Jak to za kogo? Za swego syna. Nie znasz tej historii? - a kiedy chłopak zaprzeczył, Starzec rozpoczął opowieść: - To było strasznie dawno temu, tak dawno, że nikt dokładnie nie wie kiedy. ?yła wówczas bogini Artemida, której dwórka Kallisto urodziła syna Arkasa. Jego ojciec był najważniejszy z bogów, Zeus. Kiedy po paru latach dowiedziała się o tym zazdrosna żona Zeusa, Hera, chcąc się zemścić, schwytała i uwięziła Kallisto oraz jej syna. Wybieraj - powiedziała - albo ty zabijesz swego syna i ocalisz życie, albo on ciebie zabije. Kallisto bez wahania odrzekła: Niech mój syn mnie zabije. Zeus, próbując ich ratować, wywiózł chłopca do lasu, gdzie Arkas dorastał razem z myśliwymi. Ale sprytna i mściwa Hera nie dała za wygraną, zamieniła Kallisto w niedźwiedzicę i kazała wypuścić ją do lasu. Tam też napotkała ją jej własny syn który wyrósł na dzielnego myśliwego, i zabił niedźwiedzicę. Rozeźlony Zeus umieścił ich oboje na niebie jako gwiazdozbiory Woźnicę i Niedźwiedzicę...
Chłopiec słuchał tej historii z wielkim zaciekawieniem, ale na koniec wykrzyknął:
- O, proszę, ten syn został gwiazdą, a przecież zabił własną matkę!
- Ech, chyba niewiele z mojej opowieści zrozumiałeś - żachnął się Starzec, a na pożegnanie powiedział jeszcze: - Najlepiej przestań marzyć o nieśmiertelności. To ci tylko zgubę przynieść może.
Chłopcu ponownie wydało się, że całej prawdy nie usłyszał. A już zupełnie nie wierzył w usłyszaną przestrogę. Niby co mogło przynieść zgubę człowiekowi, który jest nieśmiertelny i umrzeć nie może? Ponieważ jednak jego pragnienie życia wiecznego nie opuszczało go ani na chwilę, przemógł lęk i poszedł do Złego Czarnoksiężnika, który mieszkał na uboczu, na skarpie pod samym lasem, i którego zabraniano dzieciom odwiedzać. Przyznać trzeba, iż nawet bez zakazów dzieci nie chciały tam chodzić, bo Czarnoksiężnik wyglądał tak groźnie i wstrętnie, że się go bały. Ten przyjął go jednak nad wyraz gościnnie, wręcz przyjaźnie, przez co jego wygląd wydał się chłopcu mniej odrażający, więc ośmielony miłym powitaniem, zadał mu podobne pytanie:
- Powiedz, Zły Czarnoksiężniku, czy orzeł i żółw żyją dłużej od człowieka?
- Zły Czarnoksiężnik uśmiechnął się chytrze i powiedział:
- Ależ oczywiście, że dłużej. A dlaczego pytasz?
- Pytam, bo boję się śmierci i chciałbym żyć jak najdłużej.
- No, to żałuj, że nie jesteś orłem. ?yłbyś może i sto lat dłużej niż normalny człowiek.
Chłopiec zrobił wielki oczy, po czym zapytał:
- A czy mógłbyś mnie przemienić w orła?
- Mógłbym - odparł bez namysłu Zły Czarnoksiężnik - ale pod warunkiem, że przyjdziesz tu za swoja siostrą.
- Dobrze - obiecał chłopak, chociaż wiedział, że dziewczynkom jeszcze bardziej niż chłopcom nie wolno było opuszczać wioski, a już szczególnie zapuszczać się w okolice chaty Złego Czarnoksiężnika. Mijały dni, a chłopiec wciąż szukał sposobu, by zwabić tam swoją siostrę. Po rozmowie z Czarnoksiężnikiem bardzo się zamienił na niekorzyść. Stał się wyniosły i z góry patrzył nie tylko na siostrę i rodziców, ale też na inne dzici i dorosłych. Czuł się lepszy od nich, ważniejszy. /stale też powtarzał wszystkim, wy umrzecie a ja będę żył wiecznie. Nikt nie zwracał na te przechwałki specjalnej uwagi, tylko siostrze było bardzo przykro że brat nie chce się już z nią bawić jak dawniej. Wciąż wyczekiwał jedynie odpowiedniego momentu. Aż w końcu nadarzyła się okazja, rodziców nie było w domu a powiadomiony przez chłopca Czarnoksiężnik przemienił się w niewidomego wędrowca który niby przypadkiem zaszedł do chaty rodzeństwa by prosić o wodę. Kiedy dzieci dały mu wody, poprosił by go jeszcze odprowadziły na skraj wioski. Poszły z nim aż na rozstaje, a on poprosił by go jeszcze doprowadziły do miejsca, gdzie obok stawu droga wchodziła do lasu, tam gdzie w nocy wschodziła na niebie Wielka Niedźwiedzica. Spełniły i tę prośbę, chociaż dziewczynka bała się lasu i w pewnym momencie zaczęła płakać. ?eby ją uspokoić, Czarnoksiężnik zamienił się w owieczkę, która pobekując radośnie ruszyła zakosami w głąb lasu. Za nią pobiegły i dzieci, a dziewczynka zapomniała o płaczu i śmiała się beztrosko. W ten sposób Czarnoksiężnik przy pomocy chłopca zawabił ją do swojej chaty. Tam powrócił do swej odrażającej postaci i zamknął dziewczynkę w komórce. Słuchając ich rozmowy, przerażona dziewczynka zorientowała się, że padła ofiarą podstępu i że rodzony brat oddał ją w ręce Czarnoksiężnika. Zaczęła gorzko szlochać, ale na nie wiele to się zdało. Usłyszała tylko, jak jej brat mówi, jakby zupełnie jej losem nie przejęty:
- Przyprowadziłem do twojej chaty swoją siostrę. Teraz ty spełnij swoją obietnicę.
Ale nie wiedziała zupełnie, co też to mogło oznaczać.
- Dobrze - odparł Czarnoksiężnik, po czym wypowiedział jakieś zaklęcie.
Po chwili przerażona dziewczynka przez szparę w zabitym deskami oknie ujrzała, jak wielki orzeł wzbija się sprzed chaty ku niebu. I rzeczywiście, Czarnoksiężnik ujawnił swą potęgę. Przemieniony w orła chłopiec szybował pod chmurami, patrzył na świat z góry i cieszył się, że będzie żył dłużej niż najstarsi ludzie. Tak się jednak złożyło, że tego dnia przez las szedł myśliwy. Ujrzał orła kołującego nad czubkami drzew i nie namyślając się wiele, napiął łuk i wypuścił śmiercionośną strzałę. Strzała przebiła mu skrzydło, przez co stracił równowagę i runął na ziemię. Na szczęście, zanim jeszcze podbiegł do niego myśliwy, udało mu się dowlec do chaty Złego Czarnoksiężnika.
- Proszę cię, zamień mnie z powrotem w chłopca - wyszeptał ostatkiem sił.
- Dobrze - odparł niechętnie Czarnoksiężnik, który przez okno zobaczył, że myśliwy biegnie w stronę jego chaty. Po czym wymówił zaklęcie i chłopiec na powrót stał się człowiekiem, i tylko brocząca krwią rana na jego ramieniu przypominała o tym, co się wydarzyło. Po chwili do chaty wpadł myśliwy i zapytał, czy nie widział kot orła, którego zestrzelił. Wprawdzie Czarnoksiężnik usiłował go zbyć, mówiąc, że nie, ale myśliwy ujrzał krew na rękawie chłopca, a ponadto usłyszał szloch jego siostry.
- Szedłem właśnie przez las - tłumaczył się przebiegle Czarnoksiężnik - kiedy napotkałem te dzieci. Zagubiły się w lesie, chłopca skaleczył lis, a dziewczynka tak się wystraszyła, że dotąd nie może się uspokoić.
- Dobry z ciebie człowiek - powiedział łatwowierny myśliwy, który pochodził z odległych stron i nie wiedział, że ma do czynienia z bardzo groźnym i podstępnym Czarnoksiężnikiem - tak się składa, że idę do wioski, więc zaprowadzę dzieci do ich domu.
Jak powiedział, tak zrobił, nie zauważając nawet, że Czarnoksiężnik mruczy przez zęby złowieszcze zaklęcia. Kiedy do domu wrócili rodzice, chłopiec powtórzył im wersję Czarnoksiężnika, dodając jedynie, że to myśliwy wyratował ich z opresji. Dziewczynka nie mogła powiedzieć prawdy, albowiem od nadmiaru wrażeń, a może raczej z przerażenia odjęło jej mowę. Mijały dni. Rana źle się goiła i bolała. Ale w końcu się wygoiła, a ból ustał. Tylko dziewczynce żadne starania nie zdołały przywrócić mowy. Pomimo nauczki chłopiec nie przestawał myśleć o śmierci i stale marzyło tym, by żyć dłużej niż ktokolwiek inny. Stał się jeszcze bardzie zamknięty i wyniosły wobec innych. Marzenie o nieśmiertelności nie dawało mu spokoju do tego stopnia, że przemógł strach i ponownie udał się do chatki Czarnoksiężnika. Ten przyjął go jak starego znajomego i jakby nic złego nigdy się nie wydarzyło.
- Czarnoksiężniku - zaczął śmiało chłopiec - zamieniłeś mnie wprawdzie w orła, ale latanie to rzecz niebezpieczna, zbyt łatwo można spaść na ziemie. Może byś zamienił mnie w żółwia. ?ółw nie lata, ma twardą skorupę i trudno wyrządzić mu krzywdę.
- Dobrze - odparł z fałszywym, przymilnym uśmiechem Czarnoksiężnik - ale musisz przyprowadzić do mnie swoja siostrę.
- Ale jak to zrobić? - zmartwił się chłopak - Ona już mi nie ufa, nawet się mnie boi. Odjęło jej mowę i rozum pewnie też, bo z nikim nie chce rozmawiać - poskarżył się.
- W takim razie daj mi znać, kiedy rodziców nie będzie, a ja coś wymyślę - powiedział przebiegły Czarnoksiężnik.
- Dobrze - zgodził się chłopiec bez namysłu.
Mijały dni, podczas których chłopak czekał na stosowną okazję i dla zabicia czasu dokuczał siostrze:
- Niedługo umrzesz. Wszyscy umrzecie, a ja będę żył bez końca. Będę nieśmiertelny.
Mówił to z przekonaniem, bo w końcu uwierzył, że tak będzie naprawdę. Siostra nie mogła na to odpowiedzieć, więc tylko bezgłośnie płakała. Ale widok łez nie robił na wyniosłym chłopcu żadnego wrażenia. Aż nadszedł dzień, kiedy rodzice dzieci pojechali na targ, by sprzedać ryby. Chłopiec pobiegł zaraz do Czarnoksiężnika z wieścią, że rodziców nie będzie w domu do wieczora. Kiedy wrócił do domu, usłyszał, że jego siostra - niby niemowa - śpiewa jakąś piękną pieśń. Zapytał ją, co się stało, że tak nagle odzyskała głos, a ona na to, że przechodził koło ich domu jakiś nieznajomy pasterz. Zatrzymał się i poprosił o wodę, a potem z wdzięczności za gościnę zagrał na fujarce tak pięknie, że dziewczynka zaczęła mu wtórować śpiewem. I zaraz idzie do niego na polanę w lesie, zobaczyć jego owce. Chłopiec natychmiast zorientował się, że to nie pasterz, lecz Czarnoksiężnik był tym nieznajomym.
- Pójdę z tobą - zaofiarował się - razem będzie bezpieczniej.
- Dobrze - odparła na to dziewczynka, która nie spodziewała się niczego złego.
Kiedy przyszli na umówioną polanę, nikogo tam nie zastali. W dodatku prawie natychmiast po ich przybyciu cała łąka zaczęła tonąć w obłoku gęstej mgły. Jak można się było spodziewać, zgubili się, próbując wrócić do domu, i w ten sposób ponownie natknęli się na skarpę i na chatę Czarnoksiężnika, choć dziewczynka we mgle jej nie rozpoznała. Kiedy weszli do środka, by przeczekać mgłę w bezpiecznym miejscu, Czarnoksiężnik wyskoczył z ukrycia, chwycił dziewczynkę i ponownie zamknął ją ,przerażoną, w tej samej co uprzednio komórce. Dziewczynka znowu usłyszała rozmowę brata z Czarnoksiężnikiem i szybko zrozumiała, że jeszcze raz została zdradzona. Strach przed tym, co mogło ją jeszcze spotkać, odjął jej nie tylko mowę, ale i władzę w rękach i nogach. Upadła bez czucia na podłogę, a w ostatnim przebłysku świadomości przez szparę pod drzwiami ujrzała jeszcze, jak Czarnoksiężnik zamienia jaj brata w żółwia. ?ółw majestatycznie pomaszerował sobie przez las, ciesząc się z długowieczności, ale w pewnej chwili nie zauważył, że zbliża się do skraju urwiska, i stoczył się, koziołkując w dół, po czym wpadł do rwącego potoku, zwanego przez miejscowych Sweliną, na cześć bogini nieba. Bystry nurt porwał go z sobą, obijając boleśnie o kamienie, co spowodowało, że twarda jak kamień skorupa pękła i odprysła w kilku miejscach. Aż w końcu wartki strumień uniósł żółwia do morza, gdzie wpadł w sieci rybaków. Ci wyłowili go rychło, choć nie bez trudu, bo był wielki i potwornie ciężki. Cieszyli się niezmiernie, że trafił im się rzadko w tych stronach spotykany kąsek i że wszystkie rybackie rodziny będą miały co jeść, i to przez wiele dni. Kiedy nieśli go w przewieszonych przez drągi sieci do domu, przechodzili koło chaty Czarnoksiężnika i na jej progu postanowili chwilę odpocząć. Czarnoksiężnik wyszedł na ganek, nie chcą, by rybacy zaglądali do środka, bo tam z pewnością usłyszeliby płacz dziewczynki. ?eby skłonić ich do oddalenia się od chaty, wskazał im pasiekę i zaproponował, by skosztowali trochę miodu. Kiedy rybacy odeszli, żółw wyszeptał ostatkiem sił: Błagam, zamień mnie z powrotem w chłopca.
- Dobrze - odpowiedział Czarnoksiężnik. I po chwili na ganku stał, a właściwie leżał chłopiec, a po żółwiu nie było ani śladu.
Chłopiec jęczał z bólu bo miła pogruchotane kości, liczne rany i siniaki, jakby kot obił go kijem albo jakby spadł z wielkiej wysokości. Kiedy rybacy wrócili, zaczęli wprawdzie podejrzanie patrzeć na Czarnoksiężnika, sądząc, że to on ukradł i m żółwia, ale nie zdążyli nawet o nic zapytać, bo Czarnoksiężnik jednym zaklęciem odebrał im pamięć o żółwiu. Chłopcu udało się jednak otworzyć drzwi do chaty i wtedy rybacy usłyszeli płacz dziewczynki. Kiedy odbili skobel od drzwi komórki zorientowali się, że dziewczynka jest nie tylko niemową, ale nie ma też czucia w nogach, przez co nie może poruszać się o własnych siłach.
- Te biedne dzieci napadli na gościńcu zbójnicy - tłumaczył rybakom Czarnoksiężnik, który na zawołanie potrafi kłamać jak z nut. - Gdybym nie nadbiegł z pomocą, to pewnie by je zatłukli kijami na śmierć. Ledwo je tu przyniosłem, by im rany opatrzyć, a pojawiliście się wy. Myślałem, że to zbójcy, dlatego zamknąłem dziewczynkę w komórce i chciałem chłopca ukryć, ale nie zdążyłem.
Rybacy dali wiarę tym wyjaśnieniom, ale dzieci zabrali ze sobą, bo właśnie wracali do wioski. Zamiast żółwia przyszło im nieść w sieci dwoje dzieci. Mijały dni. Kości zrastały się powoli, rany się goiły wolno i bardzo bolały. Jedynie dziewczynce nic nie mogło pomóc, nawet Mądry Starzec był bezradny i tylko patrzył podejrzliwie i z ogromnym wyrzutem na chłopca, jakby całą prawdę o jego ohydnym postępku wyczytał w gwiazdach. Dziewczynka zaś leżała bez czucia w łóżku i słowa nie można było z niej wydusić. W skrytości ducha jej brat cieszył się z takiego obrotu rzeczy, bo bał się, że siostra może powiedzieć prawdę rodzicom. Pomimo srogiej nauczki, uparty i coraz bardziej wyniosły chłopiec nie przestawał jednak myśleć o śmierci i o możliwości przedłużenia swego życia. Kiedy tylko wydobrzał, poszedł ponownie do Czarnoksiężnika, a tan przywitał go obłudnie, jak starego, dobrego znajomego.
- Powiedz mi, Czarnoksiężniku - zapytał chłopiec - co żyje dłużej od orła i żółwia?
- Tylko skała żyje dłużej - odparł Czarnoksiężnik.
- A ty możesz zamienić mnie w skałę?
- Pewnie że mogę.
- Dobrze. To zamień mnie w skałę. Skały już nikt nie upoluje ani nie złapie w sieci.
- Nie wiem, czy mnie się to opłaca - odparł na to Czarnoksiężnik. - Ja zawsze dotrzymuję naszej umowy, ty zaś nigdy.
- Ale tym razem, zapewniam cię, Czarnoksiężniku, wywiążę się z obietnicy. Tym razem moja siostra ci nie umknie.
- No, dobrze - po chwili wahania przystał na tę propozycję Czarnoksiężnik. - Daj mi znać, kiedy rodziców nie będzie w domu.
Tak się złożyło, że rodzice dzieci wybrali się na targ, żeby sprzedać krowę. koszty leczenia dziewczynki były tak duże, że powoli musieli wyprzedawać swój dobytek. Ale pomimo starań i wyrzeczeń i tak poprawy nie było widać. Wielkie zdziwienie budził też fakt, że na widok brata dziewczynka dostawała strasznych konwulsji, a z jej oczu płynęły łzy. Z tego powodu chłopiec nie miał wstępu do pokoju, gdzie leżała jego siostra, i tylko czasem, korzystając z nieobecności rodziców, zakradał się do niej, by dokuczać po swojemu. Feralnego dnia chłopiec szybko dał znać Czarnoksiężnikowi, że rodziców nie będzie, a gdy wrócił do domu, zobaczył w osłupieniu, że jego siostra chodzi po podwórku, karmi kurki i mówi coś radośnie do nowego psiaka przybłędy, który łasił się do jej stóp. Zupełnie jakby nie była chora, jakby nigdy nic się nie stało. Kiedy podszedł bliżej, przywitała go radośnie, jakby o nic nie miała żalu. Po krótkiej rozmowie chłopak zorientował się, że siostra niczego nie pamięta. Wiedziała tylko, że koło ich domu przechodził pasterz z owcami, poprosił o łyk wody. Dała mu cały dzbanek, a on wypił i podziękował, po czym zaprosił ją na łąkę do lasu, na strzyżenie owiec, które miało się odbyć właśnie tego dnia.
- Pójdę z tobą - powiedział chłopak - tak będzie bezpieczniej.
- Och, jaki ty jesteś dobry! - wykrzyknęła siostra i zarzuciła bratu ręce na szyję.
Przez moment chłopiec poczuł dziwne ciepło w okolicach serca, a nawet zdawało mu się, że słyszy głos mówiący Nie rób tego. Zostańcie w domu i żyjcie w miłości, jak brat z siostrą, ale zaraz pomyślał, że chodzi tu o jego nieśmiertelność, więc nie chciał tego głosu słuchać i stłumił go w sobie na zawsze. Odgonił psiaka kopniakiem i z trudem się powstrzymał, by siostrze nie powiedzieć czegoś przykrego. Korzystając z nieobecności rodziców, dzieci wyruszyły do lasu i tam bez trudu znalazły wskazaną przez pasterza polanę, choć ani jego, ani owiec nie było.
- Może później przyjdą - powiedziała dziewczynka - musimy zaczekać.
Usiedli na skraju łąki, pod wielkim drzewem, ale zaraz nadciągnęły ciemne chmury, niebo rozcięły błyskawice i zaczęło lać jak z cebra. Dzieci pobiegły w stronę domu, ale po drodze mijały chatę Czarnoksiężnika, więc weszły do środka, szukając schronienia przed nawałnicą. I w ten to sposób dziewczyna ponownie wpadła w zasadzkę, zastawioną przez niegodziwego brata i Czarnoksiężnika. Usłyszała ich rozmowę i zrozumiała swój błąd. Tym razem strach nie tylko odjął jej mowę, odebrał czucie w rękach i nogach, ale i zabrał jej życie. Zamknięta w komórce, upadła martwa na zimną posadzkę, ale jej nieśmiertelna dusza powędrowała tam, gdzie dusze wszystkich zmarłych żyją wiecznie. Jednakże ani Czarnoksiężnik, ani jej brat jeszcze o tym nie wiedzieli. Zgodnie z umową Czarnoksiężnik zamienił chłopca w nadmorską skałę. Sterczał więc wyniośle nad morskim brzegiem i patrzył z błogością w dal, z dołu obmywały go fale, w górze muskał wiatr, obrastał delikatnie mchem. Teraz jestem nieśmiertelny - pomyślał sobie z radością. Nic i nikt mi nie zagrozi - upewnił siebie z zasnął kamiennym snem. Mijały lata, wieki całe. I chociaż chłopak-skała żył dłużej niż ktokolwiek z ludzi, to szybko się zorientował (no, może zabrało mu to pięćset, albo i tysiąc lat),że zegar, który odmierza czas skałom, porusza wskazówki w zupełnie innym tempie. To, co dla człowieka jest minutą, dla skały może oznaczać sześćdziesiąt lat, czyli całe ludzkie życie. Początkową radość wkrótce zastąpił niepokój, kiedy chłopiec spostrzegł, że najprzód gładka jak skóra powierzchnia skały schropowaciała, a z czasem pokryły ją zmarszczki i głębokie bruzdy. Na domiar złego zauważył, że bijące spod spodu fale kruszą skałę, wyrywając z niej potężne bloki, które z hukiem zwalały się do morza, później burzliwa woda i silne morskie prądy zmieniały je w głazy, sterczące spod wody, te zaś z czasem rozbijane były na kamienie, te znów w żwir, a żwir w piasek. W ten sposób po wielu wiekach u stóp skały powstała niewielka, piaszczysta plaża, której piasek był w istocie rozdrobnioną skałą. Chłopiec widział, jak plaża się poszerza, co nieomylnie wskazywało na to, że jego ubywa, że jest coraz mniejszą skała. Co więcej, wiatry, które z początku, jak sądził, muskały go i pieściły, czasem zamieniały się w huragany, które gwiżdżąc w skalnych szczelinach, wyjąc w powstałych w skale wyrwach i rozpadlinach, wyrywały coraz to nowe kawałki, zrzucając je na rumowisko na dole. Wydawało mu się, że cała przyroda sprzysięgła się przeciw niemu, bo swą bolesną i niszczycielską siłę objawiły również rośliny - drzewa, które obrastały skałę, rozrywały ją ostrymi i solnymi korzeniami. Chłopiec bardzo cierpiał, patrząc, jak powoli starzeje, jak czas okrutnie się z nim obchodzi, ale biegu rzeczy nie można już było odwrócić. Wiadomo przecież, że skała nie chodzi, więc chłopak nie mógł pójść do Czarnoksiężnika, nawet gdyby ten jeszcze żył, by go na powrót przemienił w człowieka. Zrozumiał, że sam siebie wpędził w zasadzkę bez najmniejszej możliwości ratunku. Poza tym do kogo miałby wracać? Jego rodzice nie żyli, a ich wioskę już dawno opuścili ludzie. Cierpieniom chłopca nie było końca, bo jak na skałę przystało, trwały całe tysiąclecia. Być może dręczyłby go wyrzuty sumienia wobec siostry, którą tak okrutnie potraktował, ale zamieniając go w skałę, Czarnoksiężnik zamienił w kamień również jego duszę i serce. Nie mógł więc żywić w pełni ludzkich odczuć. Ale i tak było już za późno, by cokolwiek odmienić. Morze, wichury i czas robiły swoje. Chłopiec wpatrywał się w nocne niebo, w wiszące nad szczytem skały, zagiętą w nieboskłonie Wielką Niedźwiedzicę i powoli zaczynał rozumieć słowa Mądrego Starca, który mówił, że tylko światło gwiazd jest wieczne. Zdawało mu się również, że słyszy, jak Niedźwiedzice gra na jakimś niebiańskim instrumencie, ale było już za późno, by muzyka sfer mogła rozmiękczyć jego kamienne serce i odmienić jego los. I w ten sposób, na skutek nieuchronnego upływu czasu, skała stawał się coraz mniejsza i mniejsza, aż w końcu po wiekach na jej miejscu pozostał tylko piasek, a z jej resztek uformował się niewielki wzgórek nad nadmorskim klifie, przypominający gniazdo olbrzymich ptaków albo - jeszcze bardziej - ludzką czaszkę z uciętym czerepem. Podobny los spotkał i duszę chłopca, która - skamieniała - zamiast powędrować tam, gdzie inne, rozsypała się w miałki pył, tak drobny, że świetnie nadawała się do wypełniania szklanych klepsydr. Tak się złożyło, że po wielu latach, w tym właśnie miejscu, kiedy pierwsi ludzie ponownie zaczęli się tu osiedlać, na zalesionych już resztkach dumnej skały założono najpierw grodzisko, którego koliste wały i majdan, do dziś zachowane, dużo później stały się terenem zabaw dzieci i spacerów zakochanych par. Minęły kolejne wieki, aż na miejscu powstałej w podnóża klifu ubogiej rybackiej wioski założono kurort morski, na tyle modny, że co roku latem zjeżdża tu tysiące ludzi, by skorzystać ze wspaniałej plaży i morskich kąpieli. Przyjeżdżają też dzieci, które uwielbiają bawić się w piasku, stawiać babki z wiaderek i foremek albo budować zamki. Nikt z przybyszów jednak nie wie, że piasek, na którym leżą albo którym się bawią, albo też który cienką strużką sypie się w klepsydrze, jaką można tu kupić na każdym straganie, był kiedyś dumną skałą, a ta była niegdyś chłopcem, który śnił o nieśmiertelności. Tego to już naprawdę nikt nie pamięta. Tylko Wielka Niedźwiedzica wschodzi na nocny niebie w tym samym co zawsze miejscy i podobno są tacy, którzy słyszą, jak gra na swoim niebiańskim instrumencie, i tylko oni wiedzą, co tu się kiedyś wydarzyło.




źródło pochodzenia opowiadania zoppot.fm.interia.pl
Autor opowiadania -
Powiązanie z przewodnikiem-



wróć do listy opowiadań



 
Dawny Sopot 2006 - 2024, Informacje na temat projektu, polityka prywatności